
10 lipca. „Jeżeli kiedykolwiek byłeś w lesie w Smålandii we wczesny niedzielny poranek czerwca, od razu pamiętasz, jak to jest. Słyszysz wołanie kukułki i gwizd kosa, czujesz, jak gładki jest mech pod twoimi bosymi stopami i jak miło słońce grzeje w kark, spacerujesz tam i rozkoszujesz się zapachem jodłowej i sosnowej żywicy, i widzisz jak morwa na polanach bieleje” (Astrid Lindgren „Emil nadal mieszka w Lönneberdze”).
Wczoraj była niedziela, tyle że lipcowa i my właśnie byliśmy w dokładnie takim smalandzkim lesie. Byliśmy w nim od piątkowego wieczoru i dopiero dzisiejszego ranka wyruszamy stąd dalej. Otaczający nas las starych sosen naprawdę wyglądał jak zaczarowany. Tajemniczości dodawały mu głazy pokryte płaszczykiem porostów, które chętnie wspinają się i na drzewa. Kamieni większych i mniejszych jest tu tak dużo, że człowiek zastanawia się, jak im się ta koegzystencja z drzewami udaje. Kamieniste pola są w Smalandii zwykłym widokiem. Tutejsza ziemia „rodzi” ich mnóstwo. Układa się z nich murki, kopce i kopczyki.
Nasza baza znajdowała się nad jeziorem Stora Hammarsjön. To największe z około 30 okolicznych akwenów. Ze względu na walory przyrodnicze cały obszar objęty jest ochroną, co nie przeszkadzało Szwedom, by przygotować tutaj mnóstwo miejsc do biwakowania, kąpielisk, grillowisk z wiatrochronami, łowisk wędkarskich. Tych ostatnich, także przystosowanych dla osób niepełnosprawnych, jest tu najwięcej. Prawdziwe eldorado dla tych, którzy lubią ciszę i spokój na łonie natury. Nawet sieć komórkowa pojawia się tu tylko w porywach.
Na jednym z takich przygotowanych przez gminę Hultsfred obszarów wynajęliśmy fiskestugorna, czyli domek wędkarski. Obok siebie stoją tutaj cztery drewniane, czerwone chatki. Nasza nosi piękną nazwę laxen (łosoś), a jest taka malutka, dlatego że wędkarze nie potrzebują luksusów, by się wyspać. Dla nich najważniejszy jest obfitujący w ryby akwen w najbliższej okolicy. Co do sławojki, którą wspominałam dwa dni temu, kiedy tu tylko przyjechaliśmy, to ta nasza jest „jakby luksusowa”. Po prostu obok naszych fiskestugorna stoi tu domek dwa razy większy, którego wnętrze kryje świetnie wyposażoną kuchnio-jadalnię (jest nawet lodówka na gaz) i obszerną toaletę z normalnym sedesem, lustrem i miską zamiast zlewu do mycia. Tyle tylko, że nie ma tu bieżącej wody, tylko zestaw wiader, którymi trzeba sobie ją przynieść z jeziora. I w dodatku wszystkie te luksusy mamy do wyłącznej dyspozycji, bo w pozostałych domkach akurat nie ma lokatorów.
Fiskestugorna zobowiązuje. Skoro już spaliśmy w TAKIM miejscu, Bodek mógł nareszcie pójść na ryby, kupując wcześniej dwudobową licencję na połów. Wędkowanie obwarowane jest ścisłymi zasadami co do liczby i wielkości ryb, które można zabrać. Efekty sobotniego połowu skonsumowaliśmy wczoraj na kolację. Była pyszna, ale zanim nadszedł czas pitraszenia, wybraliśmy się do odległego stąd o 30 km Vimmerby, by spędzić dzień w miejscach bezpośrednio związanych z Astrid Lindgren. Dzień wcześniej wędrowaliśmy śladami bohaterów jej książek, wczoraj pierwsze kroki skierowaliśmy do domu, w którym się urodziła.
Otoczony pięknym ogrodem dom stoi w Näs – kiedyś osobnej miejscowości, dziś będącej dzielnicą lokalnej metropolii Vimmerby (ok. 10 tys. mieszkańców). Część budynków nadal jest używana jako prywatne rezydencje krewnych Astrid i do niektórych można wejść tylko z przewodnikiem (kilka razy dziennie, wyłącznie w sezonie letnim). My zadowoliliśmy się zwiedzeniem multimedialnej wystawy poświęconej pisarce, znajdującej się w nowoczesnym pawilonie, przez który wchodzi się do ogrodów. Wejścia są o określonych godzinach. Mieliśmy szczęście, że na nasze czekaliśmy tylko sześć minut.
Nie wiadomo kiedy minęły te spędzone w posiadłości pisarki trzy godziny. Najpierw świetna wystawa biograficzna, potem mnóstwo ciekawych zakamarków ogrodowych i chociaż do prywatnych wnętrz nie weszliśmy, mogliśmy podziwiać z bliska budynki, w których się znajdują (bramki z napisem „privat” są otwarte do 18:00). Nigdy wcześniej nie przyszło mi do głowy, że usiądę kiedyś, jak Astrid, na progu jej domu. To wspaniałe uczucie. Byłoby wspanialsze, gdyby nie nagły krzyk fotografującej mnie właśnie córki, którą dokładnie w tym momencie zaatakowała osa. Trochę nam ten owad pomieszał szyki, bo z powodu powiększającego się odczynu alergicznego trzeba było szukać ratunku w recepcji, ale wizyta stała się przez to podwójnie niezapomniana.
Na szczęście,
Magdalenie się polepszyło, więc wracając do naszego domku nad jeziorem, zatrzymaliśmy się jeszcze na ryneczku w Vimersby, gdzie stoi ciekawy pomnik pisarki.
Marcelina mogła pobawić się na tamtejszym placu zabaw, w skład którego wchodzą m.in. miniaturki trzech domków z Bullerbyn. Odwiedziliśmy też grób pisarki na miejscowym cmentarzu. Wcale nie tak łatwo go znaleźć, bo jest naprawdę malutki. Ot, skromny kamień wygrzebany z pastwiska, leżący w kwaterze rodziców Astrid, a na nim tylko charakterystyczny autograf oraz daty urodzenia i śmierci. Piękny.
Wycieczkę zakończyliśmy w niezwykłej urody drewnianym, krytym gontem (!) kościółku w Pelarne, gdzie 30 czerwca 1905 r. pobrali się rodzice Astrid: Samuel August Ericsson z Bullerbyn i Hanna z Hult (córka Jonasa Jonssona). To jeden z dziesięciu najstarszych kościołów w Szwecji, rzeczywiście, wyjątkowej urody.
Najbardziej nas zaskoczyło, że był otwarty (co u nas jest rzadkością) i wręcz zapraszający do wejścia. Wnętrze oświetlone, na jednym z filarów guziki do wciśnięcia – do wyboru: z muzyką, historią kościoła i jeszcze kilkoma innymi wariantami, a przy wyjściu księga gości. Na jednej ze ścian zachowały się fragmenty średniowiecznych malowideł, na innej wisi znajdujący się kiedyś na łuku tęczowym drewniany trzynastowieczny krzyż z Chrystusem, który wyjątkowo nie ma na głowie korony cierniowej, tylko królewską. Niezwykła jest też stojąca obok świątyni drewniana dzwonnica z 1699 r., mieszcząca w swym wnętrzu trzy dzwony (w tym jeden z XIII w.). Takiej konstrukcji nie widzieliśmy nigdzie.
(Na zdjęciu dom rodzinny Astrid Lindgren, ten chroniony przez wojownicze osy).
Maria Gonta
foto Gontowiec Podróżny
Coraz bliżej święta
Otwarcie hali sportowo-widowiskowej Arena GORZÓW jest głównym elementem tegorocznej kampanii „Gorzów blisko świąt”. Dwudniowa impreza zaplanowana jest w dniach 9-10 ...
<czytaj dalej>Chcą nowego porozumienia paradyskiego
Prezydent Gorzowa Jacek Wójcicki, wspólnie z prezydentami Zielonej Góry Januszem Kubickim i Nowej Soli Jackiem Milewskim, jest inicjatorem i współorganizatorem ...
<czytaj dalej>Uzasadnienie inicjatywy obywatelskiej
Publikujemy UZASADNIENIE INICJATYWY OBYWATELSKIEJ na rzecz skrócenia urzędowej nazwy miasta Gorzów Wielkopolski i przywrócenia jej historycznego polskiego brzmienia – GORZÓW.
WSTĘP
tylko ...
<czytaj dalej>Petycja
Szanowny Panie Prezydencie,
powstała petycja dotycząca likwidacji podziemnego przejścia dla pieszych przez ulicę Piłsudskiego. Ja chciałabym się przyłączyć do tej inicjatywy, ...
<czytaj dalej>