
13 maja. Ukołysani przez szum oceanu i szarpiące Fredkiem porywy wiatru (chociaż schowaliśmy się pomiędzy większymi od niego kamperami), wstaliśmy prawie do ósmej. Komu jak komu, ale mnie takie historie zdarzają się rzadko, zwłaszcza o tej porze roku. W Portugalii zresztą jest godzina wcześniej, więc to tak, jakby wstać o siódmej.
Ptasich budzików także nie słychać. Wywiało je, czy się pochowały w oczekiwaniu na spokojniejszy czas? Poranny spacer obowiązkowy, więc wybrałam się pooglądać z bliska pasiaste domki. Stoją w różnych miejscach, ale wyobrażałam sobie, że będzie ich więcej. Zauważyłam, że część została na świeżo obłożona azulejos, ale nie takich tworzących obrazy, tylko wzorzystymi płytkami mogącymi spowodować oczopląs. Jedynie pod dachem zachowano niegdysiejsze paski. Trochę szkoda… Ogólnie Costa Nova do Prado, jak i cała mierzeja, to sympatyczne miejsce. Przed sezonem jeszcze nie jest tam tłoczno.
Wyruszyliśmy w drogę z planem zdobycia Ponte Arouca, drugiego z najdłuższych na świecie mostów wiszących. Nie byłam pewna, czy zdecyduję się po nim przejść, dzielnie jednak udawałam. GPS wybrał drogę szybkiego ruchu, a Bodek go oczywiście zignorował, dzięki czemu poznaliśmy bliżej dzielnicę portowo-przemysłową, przy okazji tankując LPG po niezłej cenie poniżej 80 centów, ale niestety musieliśmy przeprosić się z GPS-em, bo aby przeprawić się przez kolejną rzekę, musieliśmy wrócić na drogę szybkiego ruchu. Interesujące widoki z mostu wywołały dyskusję:
- Popatrz.. co to? Jakieś saliny? Rybackie pułapki? Hodowle owoców morza?
- Pułapki. Zobacz ptaki. Pelikany.
- Jakie pelikany???
- Łabędzie? Bociany? Flamingi!!!
- O to to.
Dalsza trasa wiodła piątą albo szóstą odnogą bocznej drogi, całkowicie nieturystyczną. Mieliśmy więc okazję obejrzeć troszkę zapuszczone wioseczki i mnóstwo wariantów nowoczesnych okładzin kafelkowych. Istny zawrót głowy. W żadnym innym regionie tego nie zauważyliśmy. Znowu też przybyło bocianów. W miejscowości Fermela zaskoczyło nas bocianie rondo, które doskonale oddaje istotę kwadratury koła, bowiem obok ronda drogowego zbudowano dla klekotów konstrukcję o podstawie kwadratu, na której one potem zbudowały prawdziwe osiedle. I znowu sprawdziło się Bodkowe spostrzeżenie, że tutaj wszystkie drogi prowadzą do góry, nawet, kiedy jedziesz w dół. Liczącego 516 m długości Mostu Arouca, wiszącego na wysokości 176 m nad rzeką Paiva, jednak nie zdobyliśmy (uff). Dojście do niego okazało się zbyt trudne dla naszych nóg (piękna drewniana ścieżka wzdłuż Rio Paiva z mnóstwem podejść i schodów), no i na dodatek wyleciało nam z głowy, że wcześniej trzeba zarezerwować internetowo dokładną datę i godzinę wizyty oraz opłacić ją online. Zamiast mostu odwiedziliśmy więc miasto Arouca i imponujący kościół klasztorny, w którym pochowana jest św. Mafalda Portugalska, królowa Kastylii (jako żona Henryka I).
Porzuciwszy marzenia o wiszącym moście, ruszyliśmy do Moreiro do Rei, żeby obejrzeć Casa do Penedo, prywatny dom (z możliwością zwiedzania), zbudowany z czterech ogromnych głazów. Jedyny taki na świecie. I znowu górskie krajobrazy, drogi zapięte niczym agrafki i Bodek ambitnie konkurujący z GPS-em. Każdy z nich miał własne zdanie.
- Do bombeirosów (strażaków) wjechałeś – mówię do męża, kiedy zjechał z ronda o jedną drogę za wcześnie.
- Tak? Ale nikt z Polaków na pewno tu nie był!
albo:
- Tam była saida (wyjazd), nie zjechałeś.
- A co mnie saida obchodzi. Nie znam osoby. Przy mnie to nawet GPS głupieje do reszty.
Jadąc przez Lousadę, zauważyliśmy transparenty informujące, że 13 maja przejeżdżać ma tędy Rajd Portugalii. Uroczysty start odnotowaliśmy w czasie pobytu w Coimbrze, teraz Lousada… moglibyśmy zatrudnić się jako przecierający trasę przedrajdowcy (taki odpowiednik przedskoczka narciarskiego). Wtedy jeszcze nie mieliśmy pojęcia, że osobiście przejedziemy spory jej odcinek. Dopiero przy kamiennym domku wszystko było widać jak na dłoni. Trwały tam ostatnie przygotowania, znakowanie i ogradzanie taśmą, koszenie poboczy, budowanie trybuny. Tylko kamienny domek nie był przez to dostępny, ale nawet oglądany z daleka, zrobił na nas wrażenie. Mogliśmy zjechać z gór do kolebki Portugalii. To Guimarães, odpowiednik naszego Gniezna.
Według podań w Guimarães urodził się ok. 1110 r. Alfons Henryk, syn Henryka Burgundzkiego, hrabiego Portucale i Teresy Kastylijskiej, późniejszy król Alfons I Zdobywca. To on ok. 1128 r. proklamował niezależność regionu Portucale od korony kastylijskiej (Królestwo Kastylii i Leonu). Przypomina o tym imponujące średniowieczne zamczysko (na zdjęciu) i pomnik samego Alfonsa Henryka. Obok znajduje się niewielka romańska kaplica São Miguel (obecnie w remoncie), gdzie w 1111 r. odbył się chrzest Alfonsa i odrestaurowany XV w. Paço dos Duques de Bragança – rezydencja pierwszych książąt Braganzy.
Do celtyckiej osady Citânia de Briteiros już nie zdążyliśmy. Trzeba do niej będzie wrócić dzisiaj, bo do snu ułożyliśmy się kilkanaście kilometrów dalej, w Povoa de Lanhoso, w mikroparczku niedaleko stacji paliwowej Intermarche. Mają tu parking dla kamperów, ale nijak tam się wcisnąć, śpimy więc klasycznie na dziko.
Milion dla filharmonii
W środę 6 grudnia 2023 r. marszałek Marcin Jabłoński spotkał się z dyrektor Filharmonii Gorzowskiej Joanną Pisarewicz.
W projekt budżetu Samorządu ...
<czytaj dalej>Oprogramowanie Lubuskie trzeba zaktualizować
- Oprogramowanie Lubuskie trzeba zaktualizować - powiedział podczas spotkania lubuskich samorządowców w Paradyżu - Gościkowie prezydent Gorzowa Jacek Wójcicki.
7 grudnia ...
<czytaj dalej>Coraz bliżej święta
Otwarcie hali sportowo-widowiskowej Arena GORZÓW jest głównym elementem tegorocznej kampanii „Gorzów blisko świąt”. Dwudniowa impreza zaplanowana jest w dniach 9-10 ...
<czytaj dalej>Chcą nowego porozumienia paradyskiego
Prezydent Gorzowa Jacek Wójcicki, wspólnie z prezydentami Zielonej Góry Januszem Kubickim i Nowej Soli Jackiem Milewskim, jest inicjatorem i współorganizatorem ...
<czytaj dalej>