
11 maja. Po przygodach dnia poprzedniego spaliśmy jak dzieci. Obudziliśmy się dość późno, więc zdecydowaliśmy poczekać z wyjazdem do 10:30, bo od tej godziny można zwiedzać zamek, kuszący nas przez całą noc pięknym oświetleniem (na zdjęciu).
Bilety również były w zachęcającej cenie (seniorskie po 0,85 euro). Warownia w swoim obecnym kształcie powstała ok. 1200 r. Wcześniej istniała tu strażnica muzułmańska, a jeszcze wcześniej rzymska. Celom militarnym służył zamek przynajmniej do bitwy pod Aljubarottą, która w 1385 r. zadecydowała o niepodległości Portugalii. Kastylijski król Jan I (Juan I de Castela), po ślubie z portugalską księżniczką rościł sobie prawa tronu. Kiedy najechał kraj swojej małżonki, spotkał się z oporem Portugalczyków. Jan I Wielki (João I de Portugal) właśnie w Porto de Mós założył bazę swoich wojsk, a po zwycięstwie podarował zamek swemu naczelnemu dowódcy Nuno Alvarezowi Pereirze. W kolejnych wiekach zamek wielokrotnie przebudowywano. W 1755 r. zrujnowało go trzęsienie ziemi. Kiedy w 1910 r. został uznany zabytkiem narodowym, ruszyła odbudowa. Ostatnie prace restauracyjne skończyły się dopiero przed kilku laty. Jesteśmy pod wrażeniem i nie omieszkaliśmy wspomnieć o tym w księdze gości.
Ciekawostką wiążącą Porto de Mós z miejscem, w którym ocean pokazywał Bodkowi, kto tu rządzi, jest wymieniany jako burmistrz miasteczka rycerz Fuas Roupinho, ten sam, który w podzięce za uratowanie życia wystawił w 1182 r. kapliczkę na szczycie klifu w Nazaré. Ponieważ z reguły budzę się wcześniej od małżonka, przed wyprawą do zamku zdążyłam pozwiedzać samą miejscowość. Udostępniony do nocowania parking położony jest obok ciekawie zaprojektowanej strefy rekreacyjnej. Stamtąd niedaleko już do XVII w. kościoła (Igreja de San Pedro), przed którym ustawiono sugestywny pomnik, przedstawiający objawienie fatimskie. Klęczące przy samym krawężniku ulicy dzieci wyglądają jak żywe.
Z Porto de Mós udaliśmy się do Batalhy, której nazwa nawiązuje do wspominanej już przeze mnie bitwy pod Aljubarottą. „Bitwa” to po portugalsku „batalha”, a Jan I Wieki, w przypadku wygranej zobowiązał się ufundować klasztor. Zrobił to. Klasztor stanął dosłownie kilka kilometrów od miejsca sławnej potyczki, a my po drodze, całkiem przez przypadek, też je odwiedziliśmy. Zaintrygował nas kościółek z wieżą o kształcie kojarzącym się raczej z zamkiem niż świątynią (niska, szeroka, ozdobiona krenelażem). Kiedy się zatrzymaliśmy, okazało się, że to właśnie tutaj działa się wielka portugalska historia.
Wpisany na listę UNESCO Mosteiro de Santa Maria da Vitòria, czyli klasztor Najświętszej Marii Panny, uważany jest za jeden z najpiękniejszych portugalskich zabytków. Budowano go w latach 1387-1517 i właściwie do tej pory nie ukończono, o czym świadczą As Capelas Imperfeitas, czyli Niedokończone Kaplice. Przebogate zdobienia i błękitne niebo zamiast dachu, robią niesamowite wrażenie. Weszliśmy tutaj z głupia frant, bez biletów, bo nikt nas nawet o nie nie zapytał. Wejściówki (seniorskie po 3 euro) nabyliśmy dopiero po okrążeniu całej, niemałej przecież budowli.
Klasztor jest zachwycającą mieszanką stylów: od gotyku promienistego, przez styl Flamoyant po manueliński. Śmiało też można go nazwać królewskim panteonem, gdyż znajdują się w nim grobowce portugalskich władców. W Kaplicy Fundatora (Capela do Fundador) spoczywa sam Jan I Wielki wraz z małżonką Filipą (przedstawiona na sarkofagu królewska para trzyma się za ręce) oraz pięcioro ich dzieci, w tym słynny Henryk Żeglarz. Nam jednak zawsze będzie się Batalha kojarzyła z manuelińską oprawą okienną, wprawioną w ścianę ratusza w wielkopolskim Obrzycku, która właśnie stąd ma pochodzić. No i jeszcze z sympatycznym Portugalczykiem, sprawdzającym bilety przy jednym z klasztornych wejść. Zapytał nas, w jakim języku do nas mówić, po czym, nie czekając na odpowiedź, odezwał się najczystszą polszczyzną „Dzień dobry, Ja nie umiem mówić po polsku. To trudny język”, a później wytłumaczył już po angielsku kierunek zwiedzania.
Mieliśmy dzień zabytków z listy UNESCO, bo z Batalhy ruszyliśmy do Tomaru, głównego ośrodka portugalskich templariuszy. Za założyciela miasta uważa się Gualdima Paisa, pierwszego mistrza zakonu templariuszy w Portugalii, który zbudował tu zamek (po imponujących ruinach można spacerować bezpłatnie). Kiedy w XIV w. zakon został skasowany, templariusze w Tomarze nadal czuli się bezpiecznie, a nawet odnowili działalność jako Zakon Rycerzy Chrystusa. Tomar jest wyjątkowy. Uchodziliśmy nogi po jego zakamarkach (bilet seniorski 3 euro), ale było warto. Nawet pomimo trwającego remontu, przez który nie wszędzie można było wejść ani podziwiać zasłoniętej płachtami bryły zewnętrznej konwentu. Zamiast najsłynniejszego i najpiękniejszego manuelińskiego okna widzieliśmy tylko namalowaną na osłaniającej je płachcie kopię wizerunku, ale dobre i to. Z murów klasztoru wychodziliśmy jako jedni z ostatnich. Drzwi zamykano tuż za naszymi piętami.
Jakoś tak szybko zrobiło się późno i trzeba było zacząć szukać miejsca na nocleg. Ostatecznie wylądowaliśmy w niewielkim Graça, gdzie jeszcze trwa budowa parkingu dla kamperów, ale stanowiska już są. Obok jest niewielka strefa rekreacyjna i cisza, po prostu cisza.
Tekst i foto Maria Gonta
Milion dla filharmonii
W środę 6 grudnia 2023 r. marszałek Marcin Jabłoński spotkał się z dyrektor Filharmonii Gorzowskiej Joanną Pisarewicz.
W projekt budżetu Samorządu ...
<czytaj dalej>Oprogramowanie Lubuskie trzeba zaktualizować
- Oprogramowanie Lubuskie trzeba zaktualizować - powiedział podczas spotkania lubuskich samorządowców w Paradyżu - Gościkowie prezydent Gorzowa Jacek Wójcicki.
7 grudnia ...
<czytaj dalej>Coraz bliżej święta
Otwarcie hali sportowo-widowiskowej Arena GORZÓW jest głównym elementem tegorocznej kampanii „Gorzów blisko świąt”. Dwudniowa impreza zaplanowana jest w dniach 9-10 ...
<czytaj dalej>Chcą nowego porozumienia paradyskiego
Prezydent Gorzowa Jacek Wójcicki, wspólnie z prezydentami Zielonej Góry Januszem Kubickim i Nowej Soli Jackiem Milewskim, jest inicjatorem i współorganizatorem ...
<czytaj dalej>