
9 maja. Do Lizbony mieliśmy ponad 100 km, więc nie rozsiadaliśmy się w miejscu naszego noclegu, tylko ruszyliśmy wcześnie rano z zamiarem zrobienia śniadania gdzieś po drodze. Jak się potem okazało, wcale nie było to łatwe, bowiem nawet te pośledniejsze drogi do stolicy są już dość szczelnie zabudowane miejscowościami, a tam gdzie tych miejscowości nie ma, znajdują się pola ryżowe (w każdym razie tak było przy naszej trasie; bociany brodziły w nich po kostki). Dla Bodka nie ma rzeczy niemożliwych, miejsce na popas znalazł więc doskonałe. Nawet mycie głów, golenie i pranie zrobiliśmy.
Korki przed stolicą oraz w samej stolicy skróciły nam dobę o dobre 1,5 godziny, dlatego potraktowaliśmy Lizbonę trochę po macoszemu, przemykając przez miasto do Torre de Belém i Pomnika Odkrywców. Pomimo faktu, że w poniedziałek muzea (a więc i Wieża Betlejemska) są zamknięte, plątał się tam spory tłumek turystów oraz nieco tylko mniejszy tłumek ulicznych sprzedawców, nakłaniających dość bezceremonialnie do zakupu czapek, kapeluszy, biżuterii, okularów słonecznych i bóg wie czego jeszcze. Jedyne co ich różniło od spotkanego przez nas pod Wieżą Eiffela czarnoskórego handlarza było to, że na dźwięk polskiego języka nie wołali „darmo, darmo”, a na reakcję „mam takie samo” nie odpowiadali „ne taki samy”.
Parking pod wpisaną na listę światowego dziedzictwa UNESCO Torre de Belém również zatkany był do granic możliwości, ale jedno, jedyne miejsce czekało właśnie na nas. Wieża dedykowana patronowi Lizbony św. Wincentemu, powstała w latach 1515-1520. Jest naprawdę wyjątkowym przykładem stylu manuelińskiego, w którym występują elementy architektury romańskiej, gotyckiej, weneckiej i mauretańskiej. Po jej obfotografowaniu i podpisaniu się patykiem na mokrym piasku, ruszyliśmy w kierunku Pomnika Odkrywców. Wydawał się być blisko… Powiem jedno – jest ogromny. Ma ponad 55 m wysokości i kształt karaweli, na której burtach wyrzeźbiono 32 figury portugalskich bohaterów epoki odkryć, z Henrykiem Żeglarzem na czele. Odsłonięto go w 1960 r. dla upamiętnienia 500 rocznicy śmierci Henryka Żeglarza.
Nie zobaczyliśmy wprawdzie słynnych żółtych tramwajów, ale przyglądaliśmy się pływającym po Tagu żółtym autobusom. Lizbonie trzeba poświęcić co najmniej kilka dni i to w nieco chłodniejszej porze roku, żeby chłonąć jej niepowtarzalny klimat w spokoju, bez tłumów i obezwładniającego upału. Jeszcze kiedyś tu wrócimy.
Kolejny punkt programu to wietrzny jak wszyscy diabli Cabo da Roca, przylądek stanowiący najdalej na zachód wysunięty punkt kontynentalnej Europy. 144 m niżej Atlantyk rozbija fale o skały. Na przytwierdzonej do stojącego tam obelisku tablicy wyryto symboliczne słowa portugalskiego poety: „Aqui, onde a terra se acaba e o mar começa” (Tu, gdzie ląd się kończy, a morze zaczyna). Rzymianie byli przekonani, że dalej nie ma już nic i dlatego nazywali go Wielkim Przylądkiem. Kiedy zwróciłam uwagę Bodkowi, że za podejście do samej krawędzi klifu „dają” od 30 do 300 euro, natychmiast zareagował „No to idziemy! Zarobimy 600 euro” (Bodzio dba o poprawne wysławianie się, zwłaszcza własnej żony). Podejść tam i tak się nie da, bo ten teren jest odgrodzony i ozdobiony ogromnymi tablicami ostrzegawczymi.
Na jednej z tamtejszych tablic informacyjnych wyczytałam w końcu, jak nazywają się rosnące tu wszędzie sukulenty z kwiatami niczym ogromne stokrotki lub gerbery. To karpobrot jadalny (Carpobrotus edulis) przywieziony w XVI w. z Afryki Południowej. Jego owoce są jadalne (na surowo, suszone, gotowane, także w przetworach), nazywają je figami hotentockimi.
W planie była też Sintra, o której lord Byron pisał: „Tam Cyntra w rajskim rozsiadła się gaju śród labiryntu parowów i wzgórz”, kiedy jednak namacalnie odczuliśmy ten labirynt, jadąc wąską ulicą ograniczoną po bokach wysokimi kamiennymi obmurówkami, wśród tłumów usiłujących przemieścić się pieszo jednocześnie po obu stronach drogi i w obu kierunkach (bo zabytków i miejsc do oglądania jest tu co nie miara), skutecznie zniechęciliśmy się do jakiejkolwiek próby zaparkowania Fredka. Sintrę zdecydowanie trzeba odwiedzać w marcu. Maj, chociaż jeszcze przed ścisłym sezonem, to już ogrom turystów ze wszystkich stron świata i ogromne kolejki po bilety do poszczególnych atrakcji. Odpuściliśmy sobie i ruszyliśmy w kierunku kolejnego przylądka – Cabo Carvoeiro.
Cabo Carvoeiro to sama końcówka Półwyspu Peniche, na którym leży rybackie miasto o tej samej nazwie. Warto wiedzieć, że jest to najdalej na zachód wysunięte miasto kontynentalnej Europy (na Cabo de Roca jest tylko latarnia morska, a tutaj całkiem spore miasto). Niesamowite wrażenie robią pokrywające jego powierzchnię pola lapiazów. To taka niewielka formacja krasowych żeber i żłobków powstała w wyniku powierzchownego rozpuszczania wapiennych skał. W regionach o zimnym klimacie podobnie działają cykle zamrażania i rozmrażania. Widoczne na horyzoncie skałki to mały archipelag Berlengas, będący reliktem separacji Półwyspu Iberyjskiego i Ameryki Północnej, który rozpoczął się ok. 200 mln lat temu. Na Wyspach Berlenga znajduje się najstarszy w Portugalii rezerwat przyrody oraz spektakularna twierdza São João Baptista.
W samym miasteczku również znajduje się twierdza – Forte De Peniche – dziś muzeum, kiedyś ciężkie więzienie słynące, niczym Alkatraz z tego, że ma z niego możliwości ucieczki. A jednak dwukrotnie się to udało…
I my w tym Peniche spaliśmy, całkiem niedaleko od twierdzy, niemal przy samej plaży, leżącej u podnóża półwyspu. Dziś ruszamy ku Obidos, Caldas da Rainha i Nazare, a może nawet dalej ku północy.
Maria Gonta
Foto Bogdan Gonta
Milion dla filharmonii
W środę 6 grudnia 2023 r. marszałek Marcin Jabłoński spotkał się z dyrektor Filharmonii Gorzowskiej Joanną Pisarewicz.
W projekt budżetu Samorządu ...
<czytaj dalej>Oprogramowanie Lubuskie trzeba zaktualizować
- Oprogramowanie Lubuskie trzeba zaktualizować - powiedział podczas spotkania lubuskich samorządowców w Paradyżu - Gościkowie prezydent Gorzowa Jacek Wójcicki.
7 grudnia ...
<czytaj dalej>Coraz bliżej święta
Otwarcie hali sportowo-widowiskowej Arena GORZÓW jest głównym elementem tegorocznej kampanii „Gorzów blisko świąt”. Dwudniowa impreza zaplanowana jest w dniach 9-10 ...
<czytaj dalej>Chcą nowego porozumienia paradyskiego
Prezydent Gorzowa Jacek Wójcicki, wspólnie z prezydentami Zielonej Góry Januszem Kubickim i Nowej Soli Jackiem Milewskim, jest inicjatorem i współorganizatorem ...
<czytaj dalej>