
5 maja. Nie zrobiliśmy dzisiaj zbyt wielu kilometrów, ale przecież nie o to chodzi, by gnać przed siebie bez opamiętania. Pół dnia spędziliśmy w Monsaraz, miasteczku odległym zaledwie o 33 km od miejsca ostatniego noclegu. Właściwie to moglibyśmy się plątać po nim nawet do tej pory, bo chociaż malutkie, ma wyjątkowy klimat. Całkowicie otoczone murami zajmuje szczyt wzgórza, z którego roztacza się wspaniały widok na okolicę, w tym także na jezioro, nad którym nocowaliśmy. Ufortyfikowali je templariusze, z obawy przed Maurami. Późniejsza bliskość granicy z Kastylią spowodowała, że Monsaraz zyskało znaczenie strategiczne. Takie osady nazywa się w Portugalii orlimi gniazdami i jest to wyjątkowo trafne określenie.
Za murami kryje się morze białych domków, wyjątkowo strome, brukowane w charakterystyczny sposób uliczki, mnóstwo kafejek, sklepików z wytworami rzemiosła i lokalnymi produktami, kilka kościołów, pozostałości zamku i dwa ciekawe muzea, które zwiedziliśmy za 1 euro na głowę (bilet łączony). Domy przy głównej, najszerszej ulicy pochodzą z XVI i XVII w. Pozostałe uliczki zdecydowanie pachną średniowieczem. Z murów zamku widać było kolejną plażę nad ciągle tym samym jeziorem, więc udaliśmy się tam na zasłużony odpoczynek (i ciepły posiłek) po kilkugodzinnym pobycie w Monsaraz. Gdyby nie fakt, że było dopiero wczesne popołudnie, pewnie zostalibyśmy tam na noc.
Ruszyliśmy stamtąd w kierunku Evory, zatrzymując się po drodze przy Antas do Olival da Pega, czyli stojących pośród gaju oliwnego megalitycznych grobowcach jednokomorowych (anta to portugalska nazwa dolmenu) oraz pojedynczym megalicie o kształcie zbliżonym do grzyba, nazywanym Rocha dos Namorados. Megalit ma ponad dwa metry wysokości, stoi przy wjeździe do miejscowości Reguengos de Monsaraz. Jego szczyt przykrywa warstwa małych kamyczków, które są świadectwem kultywowania po dzień dzisiejszy zwyczaju związanego z pogańskim kultem płodności. W Poniedziałek Wielkanocny przychodzą tu niezamężne dziewczęta, by skonsultować się z megalitem w sprawie małżeństwa. Jeżeli kamyk rzucony przez nie na szczyt głazu spadnie, oznacza to, że do następnej próby (za rok) nie wyjdą za mąż.
Alentejo dzieli się na Górne (Alto), którego stolicą jest Evora i Dolne (Baixo) ze stolicą w mieście Beja. Wczoraj odwiedziliśmy Beję, dziś spędziliśmy trochę czasu w Evorze, która aż do 1828 r. była drugim co do wielkości miastem Portugalii. Wiele z jej zabytków zastało wpisanych na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. My odwiedziliśmy zaledwie kilka, ale i tak jesteśmy usatysfakcjonowani. Zaparkowaliśmy Fredka koło Templo Romano (Świątyni Diany), prawdopodobnie wybudowanej na przełomie II i III w. W średniowieczu przekształcono ją w fortecę, a później w rzeźnię, która funkcjonowała do 1870 r. i pewnie dlatego przetrwała do naszych czasów. Dosłownie obok Świątyni Diany stoi kościół São João Evangelista (św. Jana Ewangelisty) – pierwotnie z 1485 r., ale przebudowany po trzęsieniu ziemi w 1755 r. Dziś to świątynia prywatna udostępniona do zwiedzania (bilet seniorski kosztuje 3 euro), która zrobiła na mnie ogromne wrażenie, ponieważ po raz pierwszy zobaczyłam wnętrza całkowicie pokryte azulejos. No, prawie całkowicie, bo jednak ołtarze były drewniane.
Wejście do katedry sobie podarowaliśmy, chociaż i w niej jest mnóstwo ciekawostek. W cenie biletu policzono wchodzenie na wieżę i kilka dodatkowych atrakcji, których nasze nogi już by dzisiaj nie zniosły (nie było opcji tańszego biletu, na samo wnętrze świątyni). Poplątaliśmy się za to po wąskich uliczkach starego miasta, podziwiając wystawione w licznych sklepikach wyroby z korka (do auta wróciłam bogatsza o korkową torebkę, właściwie torebeczkę). Zatrzymaliśmy się też nieco dłużej na Placu Giraldo (Praça de Giraldo) z XVI-wieczną fontanną (Fonte Henriquina), otoczonym przez kamienice z efektownymi kutymi balkonami, których balustrady, jak wieść niesie, mieszkańcy ozdabiają kolorowymi narzutami, witając w ten sposób przybywające do miasta znane osobistości.
Zapoznaliśmy się też z historią i legendą o czarownicy z Evory (Bruxa de Evora), żyjącej prawdopodobnie za panowania króla Portugalii Afonso Henriques'a (1109-1185), ale nieubłaganie zbliżał się wieczór i czas już był najwyższy poszukać miejsca na kolejny nocleg. Znaleźliśmy go w miejscu naprawdę niesamowitym... 300 m od największej megalitycznej konstrukcji na Półwyspie Iberyjskim. To składający się z 95 menhirów kromlech (Cromeleque dos Almendres), ale o tym nieco więcej w jutrzejszym wpisie.
Na zdjęciu maleńki Bodzio przy pozostałościach Świątyni Diany w Evorze.
Tekst i foto Maria Gonta
Milion dla filharmonii
W środę 6 grudnia 2023 r. marszałek Marcin Jabłoński spotkał się z dyrektor Filharmonii Gorzowskiej Joanną Pisarewicz.
W projekt budżetu Samorządu ...
<czytaj dalej>Oprogramowanie Lubuskie trzeba zaktualizować
- Oprogramowanie Lubuskie trzeba zaktualizować - powiedział podczas spotkania lubuskich samorządowców w Paradyżu - Gościkowie prezydent Gorzowa Jacek Wójcicki.
7 grudnia ...
<czytaj dalej>Coraz bliżej święta
Otwarcie hali sportowo-widowiskowej Arena GORZÓW jest głównym elementem tegorocznej kampanii „Gorzów blisko świąt”. Dwudniowa impreza zaplanowana jest w dniach 9-10 ...
<czytaj dalej>Chcą nowego porozumienia paradyskiego
Prezydent Gorzowa Jacek Wójcicki, wspólnie z prezydentami Zielonej Góry Januszem Kubickim i Nowej Soli Jackiem Milewskim, jest inicjatorem i współorganizatorem ...
<czytaj dalej>