
28 kwietnia. Od przedwczoraj jesteśmy na Costa del Sol. Dotarliśmy tutaj krętą i bardzo malowniczą drogą wykutą w Sierra de las Nieves (Góry Śnieżne). Costa del Sol to również część Andaluzji, ale temperatury nieco tu przyjaźniejsze takim jak my, czyli przyzwyczajonym do chłodniejszej wiosny. Każdy fragmencik nadmorskiego terenu jest szczelnie zabudowany okazałymi willami, mniejszymi domkami i domami wielorodzinnymi.
Wczoraj nadal poznawaliśmy Hiszpanię od środka, tym razem nie kulinarnie, a warsztatowo, bowiem kilka godzin spędziliśmy na zwiedzaniu miejskich stref przemysłowych Marbelli i Malagi. Bardziej nawet tej drugiej, która od tej pory mniej będzie mi się kojarzyć ze śpiewną reklamą „malaga tiki-taki i kasztanki”, a bardziej z usterką zaworu do tankowania LPG, uniemożliwiającą napełnienie zbiornika gazem… jak na złość, na Costa del Sol wszędzie go pełno (jak w żadnym innym regionie Hiszpanii).
Prawdę mówiąc, już od kilku dni musiało się coś z tym zaworem dziać, bo jeśli nawet udało się nam znaleźć stację paliwową dysponującą LPG, to wyciśnięcie z dystrybutora więcej niż litr-dwa, było prawdziwą sztuką. Dopiero w Marbelli wyszło szydło z worka, a wtedy koniec języka za przewodnika. Udaliśmy się do wskazanego warsztatu, skąd zostaliśmy odesłani do kolejnego. Tamtejszy fachowiec rozłożył jednak ręce i skierował nas z powrotem pod pierwszy adres, mówiąc, że on się zajmuje tylko instalacją i żadnych zaworów na stanie nie posiada. Wróciliśmy i po dłuższych deliberacjach (przy pomocy translatora) okazało się, że owszem, oni chętnie, tylko że jedyny specjalista od instalacji gazowych przebywa właśnie na urlopie. Mogą nas zapisać na drugiego maja. Cóż było robić. Zgodziliśmy się, a potem pojechaliśmy dalej, mając nadzieję, że w Maladze uda nam się znaleźć warsztat, który zajmie się naszym zaworkiem wcześniej. Jeżeli nie, to najwyżej pokręcimy się przez pięć dni po okolicy i na pewno nie będziemy się nudzić, a jeżeli tak, to obiecaliśmy dać znać, że zwalniamy majowy termin dla kogoś innego.
W Maladze wyszperaliśmy dwa warsztaty. Pracownica pierwszego odesłała nas na najbliższy Repsol (stacja paliwowa), który nie dość, że nie dysponował serwisem, to nawet LPG w ofercie nie miał, ale w drugim z warsztatów nareszcie można było porozmawiać o konkretach. Umówiliśmy się na dziś rano, na 7:30 (można powiedzieć, że skoro świt, bo właśnie o tej porze wschodzi tu słońce) i mogliśmy ruszyć w dalszą podróż. Naszym celem była Finca san Mateo w prowincji Almeria (ciągle w Andaluzji). Kiedy wyjeżdżaliśmy z Malagi, nad miastem unosiła się mgła. Gdy wspinaliśmy się ku szczytom, którymi prowadziła droga, mieliśmy wrażenie lotu ponad chmurami. Głęboko w dole parowało Morze Śródziemne.
Po ciasno zabudowanym wybrzeżu w okolicach Malagi, Almeria wyglądała kosmicznie. Każda wolna powierzchnia pokryta była morzem bielejących w oddali foliowych tuneli, w których uprawia się warzywa, głównie pomidory.
Gdy zjeżdżaliśmy z Sierra de Gádor ku wybrzeżu, rozpościerający się przed maską widok skojarzył się nam z kolonizacją Marsa. Co ciekawe, cały ten obszar jest bardzo suchy. Suma opadów rzadko przekracza tu 250 mm rocznie, a można go nazwać spiżarnią Europy. Rocznie zbiera się tu 2,5-3,5 mln ton warzyw i owoców. Jeżeli więc kiedykolwiek zastanawialiście się, skąd w naszych sklepach biorą się posezonowe pomidory, ogórki czy papryka, to właśnie stąd.
Jeszcze w latach 50. minionego stulecia tereny te porośnięte były karłowatą roślinnością. Ktoś wpadł na pomysł, by ją wykarczować, rozłożyć obornik, przykryć go warstwą piasku… trochę to pomogło ograniczyć temperaturę i wysychanie, ale trzeba było szukać innych rozwiązań. I tak metodą prób i błędów powstały te oglądane dziś kosmiczne budowle. Powietrze nagrzewa się w nich szybciej, ale jednocześnie rośliny osłonięte są od palących promieni i silnego wiatru, a dodatkowo wewnątrz tuneli jest większa wilgotność. Mało tego. Ogromne, zajmujące dziesiątki tysięcy hektarów białe powierzchnie, odbijając słoneczne promienie, spowodowały lokalny efekt ochłodzenia. Może to nie jest dużo, ale już 15 lat temu szacowano, że temperatura spadła tu o 0,3°C, podczas gdy poza tym obszarem wzrosła o 0,5°C.
Kiedy minęliśmy stolicę regionu, dwustutysięczne miasto Almeria, z krajobrazu zaczęły znikać śnieżnobiałe połacie. Położona w pobliżu Very Finca san Mateo, będąca naszym dzisiejszym celem, okazała się wyjątkowo pięknym miejscem i już zawsze będziemy się uśmiechać na jej wspomnienie. Nie ma to, jak spotkanie tyle tysięcy kilometrów od domu z kimś, kto pochodzi z naszego miasta. I chociaż do tej pory znaliśmy się tylko wirtualnie, było tak, jakbyśmy razem beczkę soli zjedli. WritingPhotography Szymańska dziękujemy za wspólny czas.
Na nocleg wróciliśmy w okolice Malagi. Miejsce jest cudne, a od warsztatu dzieli nas raptem 20 min drogi i zaraz tam wyruszamy, jeszcze tylko wszystkim miłośnikom serów przypominam, że w kalendarzu dzisiaj bardzo smaczne święto – Dzień Sera Camembert. W naszym stadle serolubem jestem ja, dla Bogdana takie delicje mogłyby nie istnieć. Nie próbowałam jeszcze oryginalnego specjału rodem z Normandii (podobno rozpływa się w ustach), wierzę jednak, że jest niezrównany, bo już dostępne w sklepach camemberki całkowicie podbiły moje serce.
Tekst i foto Maria Gonta
Milion dla filharmonii
W środę 6 grudnia 2023 r. marszałek Marcin Jabłoński spotkał się z dyrektor Filharmonii Gorzowskiej Joanną Pisarewicz.
W projekt budżetu Samorządu ...
<czytaj dalej>Oprogramowanie Lubuskie trzeba zaktualizować
- Oprogramowanie Lubuskie trzeba zaktualizować - powiedział podczas spotkania lubuskich samorządowców w Paradyżu - Gościkowie prezydent Gorzowa Jacek Wójcicki.
7 grudnia ...
<czytaj dalej>Coraz bliżej święta
Otwarcie hali sportowo-widowiskowej Arena GORZÓW jest głównym elementem tegorocznej kampanii „Gorzów blisko świąt”. Dwudniowa impreza zaplanowana jest w dniach 9-10 ...
<czytaj dalej>Chcą nowego porozumienia paradyskiego
Prezydent Gorzowa Jacek Wójcicki, wspólnie z prezydentami Zielonej Góry Januszem Kubickim i Nowej Soli Jackiem Milewskim, jest inicjatorem i współorganizatorem ...
<czytaj dalej>