
26 lutego. Niezależnie od pobielonego dziś aż po horyzont widoku za oknem, zera stopni na termometrze i wczorajszej paskudnej, mokrej i wietrznej pogody – zima nas nie przestraszy. Kończy się kolejny dość ciepły luty.
Z porzekadeł wynika, że nasi antenaci przyzwyczajeni byli raczej do jego wersji z podkutymi butami („Idzie luty, podkuj byty”), więc większość przysłów dotyczących tego miesiąca, mówi o trzaskających mrozach. Jedno z niewielu ułożonych na inne warunki pogodowe, radzi gospodarzom: „Skoro po Macieju drzewa się ogrzeją, leć do sadu, oczyść je z owadów”. Obserwacje w terenie potwierdzają słuszność tego zalecenia.
Fotografia przedstawia lipę, jedną z wielu zaatakowanych przez pluskwiaka śródziemnomorskiego (Oxycarenus lavaterae). Moją uwagę ściągnęła z daleka srebrząca się kora drzew, ale kompletnie nie spodziewałam się takiego obrazka. W Internecie można wyszperać, że owady te przywędrowały do nas z cieplejszych regionów już kilka lat temu i – pewnie w związku z ociepleniem klimatu – coraz bardziej się rozprzestrzeniają. W takich liczących setki, a nawet tysiące osobników skupiskach, są w stanie przetrwać temperatury sięgające -10°C. Stwierdzono, że najlepiej usuwać je przy pomocy specjalnych zasysających odkurzaczy. Raczej nie powodują alergii, ale kiedy taka chmara wleci do mieszkania lub w cieplejszy dzień obsiądzie np. huśtawkę na placu zabaw, potrafi być dokuczliwa.
W kalendarzach figuruje dziś Światowy Dzień Pistacji. Pałaszując pyszne zielone orzeszki, mało kto myśli o nich w kategorii najstarszych roślin uprawianych przez człowieka, tymczasem znaleziska archeologiczne potwierdzają istnienie pistacjowych sadów już przed siedmioma tysiącami lat. Ich uprawa nie jest opłacalnym zajęciem. Drzewka rosną wolno, wymagają częstego przycinania, owocować zaczynają dopiero po siedmiu latach i na dodatek nie robią tego corocznie. Trzeba też zadbać, by na osiem „orzeszkujących” drzew żeńskich przypadał chociaż jeden osobnik męski. W dodatku na jakie takie plony trzeba czekać prawie ćwierć wieku, a światowym potentatem pistacjowym jest Iran. To stwarza dodatkowe problemy z importem i powoduje, że orzeszki pistacjowe do tanich nie należą.
Ponieważ obchodzimy też Dzień Opowiadania Bajek, wypada wspomnieć legendę o zakochanych, którzy spotykali się w księżycowe noce przy pistacjowych drzewkach, żeby usłyszeć dźwięk pękających orzeszków. Miało to im zapewnić szczęście w miłości. W naturze taki dźwięk oznacza, że owoce dojrzały już do zbioru. Ze względu na swój „uśmiechnięty” wygląd, w Chinach uważane są za owoce szczęścia.
Świętujemy także Dzień Dinozaura, a ja już się cieszę na kolejną możliwość zobaczenia ich śladów. W trakcie wędrówki po Ponidziu odwiedziliśmy m.in. rezerwat „Gagaty Sołtykowskie” (polecamy!), w którym zachowały się odciśnięte w podłożu autentyczne tropy rodzinki zauropodów i tropiących ją drapieżnych dilofozaurów. Niedługo wybieramy się do Portugali, gdzie takich podpisów „Halo to ja, dinozaur! Byłem tu!” jest więcej, a w sierpniu ubiegłego roku odkopano tam w prywatnym ogródku (w centralnej części kraju) szkielet brachiozaura, być może największy, jaki kiedykolwiek został odkryty w Europie.
Dzień Leviego Straussa obchodzony w rocznicę jego urodzin (26.02.1829) jest najzwyczajniejszą w świecie pochwałą dżinsowej odzieży. Najpierw, zanim zawojowała świat, był produkowany od XVI w. materiał nazwany „jeansem” od włoskiej Genui („blue de Gênes” = „błękit Genui”), z którego szyto ubrania dla angielskich marynarzy. Potem była amerykańska gorączka złota i jego poszukiwacze, potrzebujący odzieży odpornej na przetarcie i rozerwanie oraz spółka niemieckiego biznesmena Oskara Leviego Straussa z krawcem Jacobem Davisem, którzy w 1853 r. założyli w San Francisco przedsiębiorstwo tekstylne i wyprodukowali w nim pierwsze, wzmocnione dodatkowymi szwami i miedzianymi nitami ogrodniczki z jeansu. 20 lat później stworzyli pierwszy kombinezon roboczy. Dziś nie ma już chyba nikogo, kto nie posiadałby w swojej garderobie chociaż jednej sztuki dżinsowej odzieży.
Pamiętajmy też, że oprócz spolszczenia „dżins” istnieją równoważne jeansowi określenia denim i teksas. Nazwa „denim” pochodzi od francuskiego Nîmes, gdzie funkcjonowała duża fabryka, wytwarzająca płótno żeglarskie i namiotowe („de Nimes" = „z Nimes"), a polska odmiana „teksas” bezpośrednio odwoływała się do teksańskich kowbojów, noszących jeansowe spodnie z frędzlami i była peerelowską odpowiedzią na nasze marzenia o dżinsach. Pod koniec lat sześćdziesiątych Karin Stanek śpiewała”:
„Tato, kup mi dżinsy-spodnie,
Tato, będzie mi wygodnie,
Tato, wszyscy mają dżinsy,
Kup je mi!.
(…) Nie do prasowania,
Nie do cerowania,
Fajne, nawet z łatą,
Wierz mi, tato!
(…) W dżinsach świat przebiegnę cały,
Będą ze mnę dorastały,
Kiedyś ślicznie je wyczyszczę
Na swój ślub!”
…a na zakończenie przypominam, że 26 lutego obchodzimy również Światowy Dzień Pozdrawiania Blondynek. Pozdrawiająco macham najpiękniej jak potrafię i nie omieszkam dodać, że mam na sobie dżinsy, wprawdzie nie Levi Straussy, ale też nie teksasy.
Tekst i foto Maria Gonta
Coraz bliżej święta
Otwarcie hali sportowo-widowiskowej Arena GORZÓW jest głównym elementem tegorocznej kampanii „Gorzów blisko świąt”. Dwudniowa impreza zaplanowana jest w dniach 9-10 ...
<czytaj dalej>Chcą nowego porozumienia paradyskiego
Prezydent Gorzowa Jacek Wójcicki, wspólnie z prezydentami Zielonej Góry Januszem Kubickim i Nowej Soli Jackiem Milewskim, jest inicjatorem i współorganizatorem ...
<czytaj dalej>Uzasadnienie inicjatywy obywatelskiej
Publikujemy UZASADNIENIE INICJATYWY OBYWATELSKIEJ na rzecz skrócenia urzędowej nazwy miasta Gorzów Wielkopolski i przywrócenia jej historycznego polskiego brzmienia – GORZÓW.
WSTĘP
tylko ...
<czytaj dalej>Petycja
Szanowny Panie Prezydencie,
powstała petycja dotycząca likwidacji podziemnego przejścia dla pieszych przez ulicę Piłsudskiego. Ja chciałabym się przyłączyć do tej inicjatywy, ...
<czytaj dalej>